o suchym pysku wsadziłem dziurkoweidee
ultramarynowe wymieszałem nowelę w izbie
heleny baby mojej ze strony mamy głębokiej
ktoś opluł ktoś usnął w ekspresie do francji
na dwa regulatory szybko do góry kłodą
leżącą rośliną pnącą bez góry owocu co noc
złom dowodzi akcją odwetową która ma na
celu oprócz nas likwidację wszystkich
oddziałów zbrojnych waszych naszych
nijakich teorię zbirów nałożyć na słuchacza
potrząsnąć wylać z kąpielą konsonansem się
pobawić pić do dzbana kostkami margaryny
k r e u j e m y potwory możesz zabrać co
zechcesz ale nigdy nie będę twój
zaostrzony drut zakłuwa koło podbiegunowe
na brzuchu zimny portret osiągnąć jutro
andrzej bursa drwi z woźnego w szkole
chcę należeć do jego organizacji nie wiem
tylko czy mnie przyjmą się zobaczy rozświetli
tajny radca myśli dla samoobrony łza jest zła
specjalistyczna ma kilka kilometrów skruchy
pijany leży na klatce pomiędzy piątym a
szóstym sercem podobno liczy sekundy
niczym płaz z aktami w świetle latarenki
przestraszyłeś się powinieneś zbudowali
nowy sąd większy i słodszy ma wspaniałe
kowbojskie buty zostańmy indianami
cztery ogóry po prapremierze ich konstrukcji

kolumbijskie pokoje zgodnie przeszły na
drugą stronę żwawo z zabawą na luzie
w śluzie bez stanika koński gnój najlepszy
jest pod ogórki pomidory ćwikła jest dobra z
chrzanem amen coś niemrawe te lamenty
lamborghini w krzaki śmiertelnie chora pora
czas trzon łapy zakończony jestem pazurami
otoczenie zmień raptem parę zaledwie razy
wystygły popiół nadlatują gorące źródła
które gnały na nim skarżąc się krukowi
przeciążenia każdy sobie johnen cagem
przed liberté égalité fraternité sześć lat w
smutku zamyka klamrą tysiąc lat milczenia
które przepływa przez noisy bram żelaznych
wielkich kórników wielbiących grupę smokie
toczy się główka po placu w smród gorący
nad głowicą nadmagnetofonu w sprawnym
kombinezonie o smaku wyrwy z ziemi skąd
jesteśmy my glisty twój dzielnicowy jest
jednak tańszy od mojego a sklep ma dłużej
otwarty mewa idzie raczej pomiędzy ma gaz
obezwładniający swoich przypadkowych
karmicieli z cyklu ciężkie czasy jadę na wczasy
formułuje to najpiękniej samuel beckett słabo
w porcie i morzu z gazet dzienników poczytnych
męska szkoła katolicka zagadała raz do siebie
jestem śmieć i zero a potem stromo pod górę
bez użycia instrumentów śmiało a capella

ktoś puka nikt się nie czepia ciepło zza ściany
negatywy złamane powlec się chcą dalej
brzmieć odmiennie pragną przegnane na zawsze
dobrowolnie do zemsty podniesiony kapral
collins pomagaliśmy niehigienicznie agfańskim
rebeliantom chować broń w krzakach armeńskim
półgłówkom ustalalaliśmy dietę gdy zaczął padać
gwałtownie deszcz druga część armeńkiej głowy
mądra ustala znaczenie "fen minium" dwóch słów
które jeżdżą na gapę poznańskim metrem strupy
na łokciach przekształcanie nastawienia do
obcych wolno spiętrzając swoje zagadki już czas
wydymania łamigłówki tchu kury karmią się
czarną materią kolczastą ideą margaritą z dymem
upijają swoje kreatywne wnętrza a z jednym
panem łączy ich coś bardzo wstydliwego być
lekkim drzewkiem ósmą częścią na wodzie
doświadczenie artysty mistycyzm bezdomnego
krowa morska górna warga wzruszenie jelit
deformacja celowe nałożenie na siebie teatru
zimno jest bowiem na drodze strzępy tego co było
początkowa ale heca nie jesteśmy rozliczeni
ja się cofam ty przesz do przodu weź haki
zamknij panu usta nieznajomy mężczyzna taka
książka ciężka w prochowcu rozcieńczał prawie
wszystko dzięki czemu sam się napisał tłuszcz
kupry indycze i ich dogłębny komentarz w sprawie
która nie zmieściła się po prostu w budżecie